Kontakt

środa, 26 czerwca 2013

Wilki w Manufakturze

„Lecę, bo chcę 
Lecę, bo życie jest złe 

Czy są pieniądze czy nie 

Lecę, bo wolność to zew 
Lecę, bo wciąż kocham ciebie 
Kocham cię”*


Ostatni weekend w Łodzi upłynął pod znakiem V – go  Pikniku Funduszy Europejskich zorganizowanego przez Urząd Marszałkowski w Manufakturze.



W niedziele odbył się koncert kultowego zespołu Wilki. Oczywiście „One w Łodzi” musiały tam być. Nie mogę ukryć, że Wilki są jednym z moich ulubionych polskich zespołów i tego koncertu wyczekiwałam od dobrych kilku miesięcy.











To muzyczne wydarzenie miało się rozpocząć ok. 21. Niedziela była bardzo piękna i gorąca, dlatego też postanowiłam wybrać się do Manu trochę wcześniej, żeby ochłodzić się moim ulubionym drinkiem, czyli Margaritą z restauracji The Mexican. Oczywiście nie skończyło się na jednej Margaricie. Najpierw zamówiłam przepyszną i słodką gruszkową a później zdecydowałam się na moją ulubioną ananasową. Jak to zwykle bywa alkohol sprzyja małemu głodkowi, więc postanowiłam zamówić jakieś małe przekąski: Empanadę (tortillę z mięsem mielonym i fasolą pinto, podawaną z sosem crema Blanca) oraz Palillo Quesero (serowe paluszki z ostrym, pomidorowym sosem Costeca). Jedzenie było smaczne i sycące. Do tego fajnie podane.







Przed dziewiątą ustawiłyśmy się jak najbliżej sceny, aby jak najlepiej oblukać naszych idoli. Niestety tuż przed rozpoczęciem koncertu nadeszły czarne deszczowe chmury, które przykryły całe błękitne niebo i zaczęło padać. W związku z brakiem parasola posiłkowałyśmy się foliowymi torebkami po zakupach, którymi postanowiłyśmy nakryć sobie głowy, aby nie zamokły nasze piękne makijaże i fryzury. Co prawda było to mało skuteczne, ale przynajmniej zabawne. Najważniejsze nie tracić dobrego humoruJ. Początkowo miałyśmy bardzo dobre miejsca przy samej scenie, ale niestety atmosfera wśród widowni zaczęła się robić się dość nieprzyjemna, ludzie zaczęli być zniecierpliwieni i zdenerwowani, zasłaniającymi im widok sceny, parasolami. Postanowiłyśmy, więc oddalić się od sceny. Okazało się że z tyłu, nie dość, że jest mniej mokrych i złych ludzi, to jeszcze scenę dobrze widać. W końcu wyszedł znakomicie wyglądający, w luźnych białych spodniach i jeansowej koszuli, oraz rewelacyjnie śpiewający, główny Wilk, Robert Gawliński. Koncert rozpoczął się największymi przybojami Wilków, takimi jak Bohema, Here I’m, Urke, Na zawsze i na wieczność.



Wszystko byłoby genialne gdyby nie deszcz. Niestety koncerty w plenerze są kompletnie nieprzewidywalne, zarówno pod względem pogody, jak i ludzi, którzy nie zawsze potrafią się fajnie bawić, a nawet jedna „czarna owca” może popsuć zabawę setce dobrze bawiącym się osób. Padało coraz mocniej i zaczęło się błyskać, dlatego też postanowiłyśmy wrócić do domu, przeskakując przez ogromne kałuże niczym rusałki na mokradłach J.
Ogólnie rzecz biorąc, polecam Wam różne ciekawe wydarzenia odbywające się w Manufakturze, których na pewno podczas wakacji nie zabraknie.  
A ja czekam na kolejny koncert Wilków w jakiś bardziej sprzyjających warunkach. 




 Pozdrawiam I.

* frag. piosenki "Behema" Wilków

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz