„Lecę, bo chcę
Lecę, bo życie jest złe
Lecę, bo życie jest złe
Czy są pieniądze czy nie
Lecę, bo wolność to zew
Lecę, bo wciąż kocham ciebie
Kocham cię”*
Ostatni weekend w Łodzi upłynął pod znakiem V – go Pikniku Funduszy Europejskich zorganizowanego
przez Urząd Marszałkowski w Manufakturze.
W niedziele odbył się koncert kultowego zespołu Wilki.
Oczywiście „One w Łodzi” musiały tam
być. Nie mogę ukryć, że Wilki są jednym z moich ulubionych polskich zespołów i
tego koncertu wyczekiwałam od dobrych kilku miesięcy.
To muzyczne wydarzenie miało się rozpocząć ok. 21. Niedziela
była bardzo piękna i gorąca, dlatego też postanowiłam wybrać się do Manu trochę
wcześniej, żeby ochłodzić się moim ulubionym drinkiem, czyli Margaritą z restauracji
The Mexican. Oczywiście nie skończyło się na jednej Margaricie. Najpierw
zamówiłam przepyszną i słodką gruszkową a później zdecydowałam się na moją
ulubioną ananasową. Jak to zwykle bywa alkohol sprzyja małemu głodkowi, więc
postanowiłam zamówić jakieś małe przekąski: Empanadę (tortillę z mięsem
mielonym i fasolą pinto, podawaną z sosem crema Blanca) oraz Palillo Quesero (serowe
paluszki z ostrym, pomidorowym sosem Costeca). Jedzenie było smaczne i sycące.
Do tego fajnie podane.
Przed dziewiątą ustawiłyśmy się jak najbliżej sceny, aby
jak najlepiej oblukać naszych idoli. Niestety tuż przed rozpoczęciem koncertu
nadeszły czarne deszczowe chmury, które przykryły całe błękitne niebo i zaczęło
padać. W związku z brakiem parasola posiłkowałyśmy się foliowymi torebkami po
zakupach, którymi postanowiłyśmy nakryć sobie głowy, aby nie zamokły nasze
piękne makijaże i fryzury. Co prawda było to mało skuteczne, ale przynajmniej zabawne.
Najważniejsze nie tracić dobrego humoruJ. Początkowo miałyśmy
bardzo dobre miejsca przy samej scenie, ale niestety atmosfera wśród widowni
zaczęła się robić się dość nieprzyjemna, ludzie zaczęli być zniecierpliwieni i
zdenerwowani, zasłaniającymi im widok sceny, parasolami. Postanowiłyśmy, więc
oddalić się od sceny. Okazało się że z tyłu, nie dość, że jest mniej mokrych i
złych ludzi, to jeszcze scenę dobrze widać. W końcu wyszedł znakomicie
wyglądający, w luźnych białych spodniach i jeansowej koszuli, oraz rewelacyjnie
śpiewający, główny Wilk, Robert Gawliński. Koncert rozpoczął się największymi
przybojami Wilków, takimi jak Bohema, Here I’m, Urke, Na zawsze i na wieczność.
Wszystko byłoby genialne gdyby nie deszcz. Niestety koncerty
w plenerze są kompletnie nieprzewidywalne, zarówno pod względem pogody, jak i
ludzi, którzy nie zawsze potrafią się fajnie bawić, a nawet jedna „czarna owca”
może popsuć zabawę setce dobrze bawiącym się osób. Padało coraz mocniej i
zaczęło się błyskać, dlatego też postanowiłyśmy wrócić do domu, przeskakując
przez ogromne kałuże niczym rusałki na mokradłach J.
Ogólnie rzecz biorąc, polecam Wam różne ciekawe wydarzenia
odbywające się w Manufakturze, których na pewno podczas wakacji nie zabraknie.
A ja czekam na kolejny koncert Wilków w jakiś bardziej
sprzyjających warunkach.
Pozdrawiam I.
* frag. piosenki "Behema" Wilków
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz