„Niżyński” to dramatyczne przeżycia najwybitniejszego tancerza baletu XX wieku- Wacława Niżyńskiego. Spektakl powstał na podstawie dzienników, które ów „Bóg tańca” pisał na skraju choroby psychicznej.
Wacław Niżyński, tancerz i choreograf polskiego pochodzenia, związany był z zespołem Baletów Rosyjskich Diagilewa. Sam Siergiej Diagilew był zarazem mecenasem, jaki i kochankiem Wacława. Pod koniec 1913 roku Zespół Diagilewa wyjechał na występy do Ameryki Południowej. Nie towarzyszył im Siergiej. Tam Niżyński ożenił się z Romolą de Pulszky. Z tego powodu musiał opuścić grupę. W 1914 roku urodziła się ich córka, Kira. Niżyński samodzielnie nie odniósł już takiego sukcesu. Po latach wrócił do współpracy z Diagilewem. 19 stycznia 1919 r. wystąpił po raz ostatni. Miał wtedy 29 lat. Schizofrenia nie pozwoliła mu już powrócić na scenę. W zakładach psychiatrycznych spędził 30 lat. Zmarł w 1950 r.*
Jednak „Niżyński”, to nie fabuła, to obraz przeżyć wewnętrznych, a zarazem
idących w parze niemożności fizycznych człowieka z problemami psychicznymi. I
tu zaczyna się, to o czym głównie chciałyśmy napisać. Zaznaczamy, że nie mamy
zamiaru tu nikogo kokietować, a jedynie nakreślić prawdę, która została nam pokazana.
Wejście w rolę człowieka z problemami psychicznymi jest nie lada wyzwaniem. Ale
wejście w taką rolę, tak aby widz miał wrażenie, że nie stoi przed nim aktor, a
człowiek chory to mistrzostwo świata! Kamil Maćkowiak, absolwent szkoły baletowej
w Gdańsku oraz łódzkiej filmówki, wcielił się w role Wacława Niżyńskiego całym
sobą. Przez te dwie godziny nie było z nami aktora. Był tancerz, którego nie
tylko artykulacja każdego słowa, ale i twarz, ręce, nogi- całe ciało, a przede wszystkim
oczy zdradzały, że jest to człowiek obłąkany. Był schizofrenik, który był „Bogiem”.
Maćkowiak przełamał granice, ożywił Niżyńskiego i on jest bohaterem tego
przedstawienia. Udowodnił, że jest aktorem przez duże A.
Oprawa filmowa do spektaklu stworzona przy współpracy z Yoicik Group.
Nie możemy znaleźć słów, o ile takie w ogóle istnieją, które najlepiej opiszą nasz
stan, gdy zgasły światła. Doznałyśmy tylu przeżyć, że jedyne co mogłyśmy
zrobić, to wypuścić powietrze, które zgromadziło się w nas podczas spektaklu, wstać
i bić brawo!
Podsumowując, jeśli chcecie iść do teatru, aby się pobawić "Niżyński" nie jest dobrym wyborem, ale jeśli chcecie zobaczyć prawdziwą sztukę, to wiecie już co robić.
POLECAMY!
Po "Divie" i "Niżyńskim" (a J. jeszcze po "Totalnie szczęśliwych") z niecierpliwością czekamy na kolejne rolę Kamila Maćkowiaka. Może teraz w lżejszej, komediowej wersji?
Podsumowując, jeśli chcecie iść do teatru, aby się pobawić "Niżyński" nie jest dobrym wyborem, ale jeśli chcecie zobaczyć prawdziwą sztukę, to wiecie już co robić.
POLECAMY!
Po "Divie" i "Niżyńskim" (a J. jeszcze po "Totalnie szczęśliwych") z niecierpliwością czekamy na kolejne rolę Kamila Maćkowiaka. Może teraz w lżejszej, komediowej wersji?
· *
Na
podstawie http://bialczynski.wordpress.com/2013/10/16/wielcy-polacy-waclaw-nizynski-1889-1950/
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz