niedziela, 23 lutego 2014

Byk Burger Grill&Restaurante

Struga 7- Byk Burger Grill&Restaurante kolejne z miejsce serwujące burgery i steki wołowe w Łodzi. 
Czy warte uwagi? WARTE!

Ciekawy wystrój: cegła, szarości, czerwienie. Na ścianach plakaty utrzymane w odpowiednim klimacie. W samym centrum lokalu znajduję się kuchnia dzięki temu zabiegowi klient widzi jak przygotowywane jest jego danie (plus!).
Ponieważ dużo słyszeliśmy o burgerach z "Byka" postanowiliśmy właśnie je spróbować. Wybraliśmy jednogłośnie Cheese Burgery podawane, jak na amerykańską wersje przystało, z frytkami i surówką. Pani Kelnerka poddała nas małemu testowi, w którym musieliśmy odpowiedzieć jaką bułkę sobie życzymy (ciemną z ziarnami czy białą), jak ma być wysmażone mięso oraz jaki sos do frytek wybieramy (m.in. ketchup, sos czosnkowy). Na burgery nie czekaliśmy dużej niż 15 min.

Porcja standardowa jak na tego typu danie. Mięso idealne, bułka mięciutka i chrupiąca, sosy w bułce super komponowały się z mięsem i serem. Frytki wypieczone, tak ja lubimy ;). Surówka również smaczna. Wszystko smakowało tak jak powinno. Co do burgera muszę stwierdzić, że był to najlepszy burger jakiego jadłam do tej pory w Łodzi! Do tego wszystkiego cena  18,99 zł. za porcję. Wiem, że niektórzy powiedzą, że to dużo, ale porównując z innymi miejscami, które podają takie dania cena nie jest wygórowana.

Żeby nie było tak kolorowo, znaleźliśmy jeden minus. Umówiłam się w "Byku" z M. i myśleliśmy, że do jedzonka napijemy się piwa lub jakiegoś drinka. Na funpagu czytamy, że ich drzwi stoją otworem dla amatorów dobrych trunków. Zatem możecie sobie wyobrazić jakie było nasze zdziwienie, jak kelnerka powiedziała, że alkohol sprzedają tylko w weekendy. Szkoda, bo zapewne posiedzielibyśmy dłużej.

Podsumowując jedzenie godne polecenia, warto odwiedzić to miejsce.
J.

poniedziałek, 17 lutego 2014

69 Restauracja Bułgarska w Łodzi

W zeszłym tygodniu odwiedziłyśmy Restaurację Bułgarską 69, znajdującą się przy Piotrkowskiej 69. Był to spontaniczny wypad ze znajomymi, więc kompletnie nie wiedziałyśmy, czego można się spodziewać po tej stosunkowo nowej restauracji oraz bułgarskich smakach. 
Wystrój Bułgarskiej z pewnością zachęca do zatrzymania się w tym miejscu. Duże przestrzenie, kolory ziemi, na stołach ustawione przyprawy nadające zapach restauracji oraz fototapeta z widokiem na Bułgarię, to pierwsze co zobaczymy przechodząc próg restauracji.
Na plus zasługuje obsługa  restauracji, od razu po otworzeniu drzwi zostaliśmy powitani, na karty nie musieliśmy czekać, dania zostały podane w zadowalającym czasie.
W menu jest sporo pozycji (kompletnie nam nieznanych potraw), ceny są przystępne. Szczerze mówiąc żadne z Nas nie wiedziało co zamówić, więc postanowiliśmy zaryzykować i każdy wybrał co innego. 

I.: Zdecydowałam się na gołąbki zawijane w liście kiszonej kapusty w sosie własnym. Przyznam szczerze, że bardzo mi smakowały. Lekkie a jednocześnie sycące, dodatkowo były polane serowym sosem. Cena to raptem 16 zł a porcja jest całkiem spora. Polecam!

J: Mój wybór padł na musakę. W bułgarskiej wersji musaka to zapiekanka ziemniaczana z mięsem mielonym i warzywami podawana z sosem jogurtowym (w greckiej zamiast ziemniaków jest bakłażan). Danie było ładnie podane, a przede wszystkim całkiem smaczne. Całkiem, gdyż spodziewałam się większej dawki przypraw. Porcja była wystarczająca. Myślę, że wrócę spróbować kolejnych dań.

Musaka
Pileszko file na skara, czyli filet z kurczaka z grilla marynowany w bułgarskich ziołach


Pileszka kawarma- zapiekane w pomidorach kawałki kurczaka
Gołąbki z kiszonej kapusty
 
Tak naprawdę, to często nieważne gdzie się jest, ważne z kim. My mamy genialnych znajomych
i gdziekolwiek byśmy nie poszli to zawsze jest super :-)

Odsyłam na fanpage Bułgarkiej 69 - tu

Pozdrawiamy. 

niedziela, 2 lutego 2014

Niżyński

Jak zapewne już wiecie, sobotę spędziłyśmy w Warszawie. Celem naszej podróży było poznanie historii Niżyńskiego w Teatrze Polskim. Historii, której nie dane było nam poznać w Łodzi, gdy gościła jeszcze na deskach Teatru Jaracza.
 
„Niżyński” to dramatyczne przeżycia najwybitniejszego tancerza baletu XX wieku- Wacława Niżyńskiego. Spektakl powstał na podstawie dzienników, które ów „Bóg tańca” pisał na skraju choroby psychicznej.

Wacław Niżyński, tancerz i choreograf polskiego pochodzenia, związany był z zespołem Baletów Rosyjskich Diagilewa. Sam Siergiej Diagilew był zarazem mecenasem, jaki i kochankiem Wacława. Pod koniec 1913 roku Zespół Diagilewa wyjechał na występy do Ameryki Południowej. Nie towarzyszył im Siergiej. Tam Niżyński ożenił się z Romolą de Pulszky. Z tego powodu musiał opuścić grupę. W 1914 roku urodziła się ich córka, Kira. Niżyński samodzielnie nie odniósł już takiego sukcesu. Po latach wrócił do współpracy z Diagilewem. 19 stycznia 1919 r. wystąpił po raz ostatni. Miał wtedy 29 lat. Schizofrenia nie pozwoliła mu  już powrócić na scenę. W zakładach psychiatrycznych spędził  30 lat. Zmarł w 1950 r.*


Jednak „Niżyński”, to nie fabuła, to obraz przeżyć wewnętrznych, a zarazem idących w parze niemożności fizycznych człowieka z problemami psychicznymi. I tu zaczyna się, to o czym głównie chciałyśmy napisać. Zaznaczamy, że nie mamy zamiaru tu nikogo kokietować, a jedynie nakreślić prawdę, która została nam pokazana. 

Wejście w rolę człowieka z problemami psychicznymi jest nie lada wyzwaniem. Ale wejście w taką rolę, tak aby widz miał wrażenie, że nie stoi przed nim aktor, a człowiek chory to mistrzostwo świata! Kamil Maćkowiak, absolwent szkoły baletowej w Gdańsku oraz łódzkiej filmówki, wcielił się w role Wacława Niżyńskiego całym sobą. Przez te dwie godziny nie było z nami aktora. Był tancerz, którego nie tylko artykulacja każdego słowa, ale i twarz, ręce, nogi- całe ciało, a przede wszystkim oczy zdradzały, że jest to człowiek obłąkany. Był schizofrenik, który był „Bogiem”. Maćkowiak przełamał granice, ożywił Niżyńskiego i on jest bohaterem tego przedstawienia. Udowodnił, że jest aktorem przez duże A.

Oprawa filmowa do spektaklu stworzona przy współpracy z Yoicik Group.
Nie możemy znaleźć słów, o ile takie w ogóle istnieją, które najlepiej opiszą nasz stan, gdy zgasły światła. Doznałyśmy tylu przeżyć, że jedyne co mogłyśmy zrobić, to wypuścić powietrze, które zgromadziło się w nas podczas spektaklu, wstać i bić brawo!
Podsumowując, jeśli chcecie iść do teatru, aby się pobawić "Niżyński" nie jest dobrym wyborem, ale jeśli chcecie zobaczyć prawdziwą sztukę, to wiecie już co robić.

POLECAMY!

Po "Divie" i "Niżyńskim" (a J. jeszcze po "Totalnie szczęśliwych") z niecierpliwością czekamy na kolejne rolę Kamila Maćkowiaka. Może teraz w lżejszej, komediowej wersji?

·       *  Na podstawie http://bialczynski.wordpress.com/2013/10/16/wielcy-polacy-waclaw-nizynski-1889-1950/

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...