sobota, 29 czerwca 2013

Pod Jabłonką

W kolejne nasze kulinarne odwiedziny postanowiłyśmy wybrać się do miejsca, które niedawno przeszło "Kuchenne Rewolucje" Magdy Gessler. Jakiś czas temu Pani Magda ogłosiła na swoim profilu na fb, że wraz z ekipą TVN "naprawia" restaurację w Łodzi. Postanowiłyśmy zatem wytropić to miejsce i zobaczyć co zostało tam stworzone. Dzięki notce, która ukazała się na stronie internetowej jednego z lokalnych dzienników, trafiłyśmy..
"Pod Jabłonką", bo tak nazywa się teraz dawny lokal "Do syta", znajduje się na ulicy Zgierskiej 186 (nieopodal Placu Pamięci Narodowej).
Szukając restauracji możemy jeszcze natknąć się na stary szyld stojący przy drodze, ale już po samym budynku widać, że swoją ręką dotknęła go Magda Gessler. Prosty, skromny szyld i kwiaty (typowe dla Pani Magdy).. Przed budynkiem stoją trzy swojskie stoły, a w środku- jasno, kolorowo, jabłkowo... Na jednej ze ścian wisi fototapeta przedstawiająca las, a z sufitu zwisają jabłka, w oknach stoją paprocie i różowe lampy. Stoły proste, z jasnego drewna, a na nich ceraty w jabłka. Swojsko!


  

 
Karta, bardzo krótka, głównie zestawy obiadowe. Cena za zestaw to ok 18-20 zł. Do każdego posiłku można zamówić domowy kompot. Dziś był rabarbarowy.

J: Byłam głodna, a zapachy unoszące się w lokalu potęgowały mój głód. Zamówiłam chłodnik litewski, panierowaną pierś z kurczaka z młodymi ziemniaczkami i surówką. Cóż mogę powiedzieć.. Chłodnik był bardzo różowy miałam wrażenie, że aż "pomalowany", ale czy smaczny? Bez szału.. W drugim daniu moją uwagę zaskarbiła sobie pierś z kurczaka i surówka. Kurczak był fenomenalny- dawno nie jadłam takiego. Porcja mięsa była naprawdę bardzo duża, a przede wszystkim bardzo mięciutka.  A co najważniejsze było słychać, że właśnie jest przygotowywana ;).. Surówka smaczna i prosta: kapusta pekińska, kukurydza, zielona papryka.. Podsumowując zdecydowanie moje serce skradło drugie danie- smaczne i domowe. Widać, że mają karmić domowo i prosto. Prawdę mówiąc ja miałam ochotę na coś "innego"..
Brakowało mi dań, deserów z przetworzonych jabłek, może kompot jabłkowy, szarlotka?

 

I: Podobnie jak J. zamówiłam panierowaną pierś z kurczaka i surówkę (nie miałam w sumie wyboru) oraz zupę koperkową z makaronem. Zupa była dobra, ale nie powalająca (bardzo śmietanowa), natomiast pierś z kurczaka faktycznie była smaczna i delikatna.
Ja będę jednak bardziej krytyczna niż J. Nie powaliło mnie…. Jedzenie było dobre, ale niczym nie wyróżniające się od tego co gotuję na co dzień w domu. Nie było czym się specjalnie delektować, zwyczajne proste jedzenie. Ceny przystępne, duże porcje, ale mały wybór. Restauracja „Pod Jabłonką” to zwykły bar mleczny. Wystrój przyjemny i swojski. Lokal można polecić osobom, które nie gotują sobie w domu a chcą zjeść coś domowego.

 

Kiedyś z przyjemnością oglądałam program pani Magdy Gessler. Był ciekawy, oryginalny a pani Magda była przeurocza. Niestety obecnie nie oglądam „Kuchennych rewolucji”, bo program stał się na siłę teatralny i agresywny. Pani Gessler zamiast być przykładem restauratorki stała się bardziej kiepską psychoterapeutką. No cóż, odcinek z restauracją „Pod Jabłonką” z Łodzi na pewno obejrzę.

Podsumowując jeśli chcecie zjeść domowy obiad możecie zajrzeć, ale nie nastawiałybyśmy się na odkrywanie nowych smaków. Po wizycie "Pod Jabłonką" proponujemy spacer w pobliskim parku, zwanym Julianowskim.

A właścicielom życzymy powodzenia i większej fantazji!
I&J.


środa, 26 czerwca 2013

Wilki w Manufakturze

„Lecę, bo chcę 
Lecę, bo życie jest złe 

Czy są pieniądze czy nie 

Lecę, bo wolność to zew 
Lecę, bo wciąż kocham ciebie 
Kocham cię”*


Ostatni weekend w Łodzi upłynął pod znakiem V – go  Pikniku Funduszy Europejskich zorganizowanego przez Urząd Marszałkowski w Manufakturze.



W niedziele odbył się koncert kultowego zespołu Wilki. Oczywiście „One w Łodzi” musiały tam być. Nie mogę ukryć, że Wilki są jednym z moich ulubionych polskich zespołów i tego koncertu wyczekiwałam od dobrych kilku miesięcy.











To muzyczne wydarzenie miało się rozpocząć ok. 21. Niedziela była bardzo piękna i gorąca, dlatego też postanowiłam wybrać się do Manu trochę wcześniej, żeby ochłodzić się moim ulubionym drinkiem, czyli Margaritą z restauracji The Mexican. Oczywiście nie skończyło się na jednej Margaricie. Najpierw zamówiłam przepyszną i słodką gruszkową a później zdecydowałam się na moją ulubioną ananasową. Jak to zwykle bywa alkohol sprzyja małemu głodkowi, więc postanowiłam zamówić jakieś małe przekąski: Empanadę (tortillę z mięsem mielonym i fasolą pinto, podawaną z sosem crema Blanca) oraz Palillo Quesero (serowe paluszki z ostrym, pomidorowym sosem Costeca). Jedzenie było smaczne i sycące. Do tego fajnie podane.







Przed dziewiątą ustawiłyśmy się jak najbliżej sceny, aby jak najlepiej oblukać naszych idoli. Niestety tuż przed rozpoczęciem koncertu nadeszły czarne deszczowe chmury, które przykryły całe błękitne niebo i zaczęło padać. W związku z brakiem parasola posiłkowałyśmy się foliowymi torebkami po zakupach, którymi postanowiłyśmy nakryć sobie głowy, aby nie zamokły nasze piękne makijaże i fryzury. Co prawda było to mało skuteczne, ale przynajmniej zabawne. Najważniejsze nie tracić dobrego humoruJ. Początkowo miałyśmy bardzo dobre miejsca przy samej scenie, ale niestety atmosfera wśród widowni zaczęła się robić się dość nieprzyjemna, ludzie zaczęli być zniecierpliwieni i zdenerwowani, zasłaniającymi im widok sceny, parasolami. Postanowiłyśmy, więc oddalić się od sceny. Okazało się że z tyłu, nie dość, że jest mniej mokrych i złych ludzi, to jeszcze scenę dobrze widać. W końcu wyszedł znakomicie wyglądający, w luźnych białych spodniach i jeansowej koszuli, oraz rewelacyjnie śpiewający, główny Wilk, Robert Gawliński. Koncert rozpoczął się największymi przybojami Wilków, takimi jak Bohema, Here I’m, Urke, Na zawsze i na wieczność.



Wszystko byłoby genialne gdyby nie deszcz. Niestety koncerty w plenerze są kompletnie nieprzewidywalne, zarówno pod względem pogody, jak i ludzi, którzy nie zawsze potrafią się fajnie bawić, a nawet jedna „czarna owca” może popsuć zabawę setce dobrze bawiącym się osób. Padało coraz mocniej i zaczęło się błyskać, dlatego też postanowiłyśmy wrócić do domu, przeskakując przez ogromne kałuże niczym rusałki na mokradłach J.
Ogólnie rzecz biorąc, polecam Wam różne ciekawe wydarzenia odbywające się w Manufakturze, których na pewno podczas wakacji nie zabraknie.  
A ja czekam na kolejny koncert Wilków w jakiś bardziej sprzyjających warunkach. 




 Pozdrawiam I.

* frag. piosenki "Behema" Wilków

środa, 19 czerwca 2013

Orzeł Łódź

Przyjemna, słoneczna niedziela. Jest ciepło i miło. Delikatny wietrzyk daję nutkę świeżości temu gorącemu dniu. Wchodzę stromymi schodami na trybuny. Nie mam żadnych specjalnych oczekiwań. Słońce razi mnie w oczy. Niebo jest błękitne z małymi białymi obłoczkami. Stadion nie jest za duży. Panuje na nim dość ekscentryczny klimat. Dużo mężczyzn z w skórzanych spodniach, pięknych kobiet, paczki „koleszków”, ale i mnóstwo małych dzieci, bawiących się ze swoimi rodzicami. Niesamowita rozbieżność „kulturowo – image’owa” i jednocześnie sielska atmosfera. Pomyślałam wtedy „jak to możliwe, że tyle tak różnych osób, pasjonuje się tym samym sportem...?”. No nic, nie było czasu na dalsze dywagacje. Panie z chorągiewkami wyszły na tor zaprezentować zawodników i drużyny a zawodnicy zaczęli wyjeżdżać na tor. Spiker rozpoczął prezentację poszczególnych zawodników. Dzięki różnym kolorom kasków (biały, czerwony, niebieski i żółty) kibice wiedzieli. który jak się nazywa i mogli zrobić notatkę w swoich programach. Nie kumałam kompletnie o co w sumie chodzi, ale z ciekawością patrzyłam dalej na rozwój wydarzeń. Zawodnicy zaczęli ustawiać się do linki i grzebać nogami w torze… <Co oni robią???/// - pomyślałam z lekkim rozbawieniem>. Nagle wszyscy ustawili się odpowiednio „wygrzebanych” miejscach i zawył ryk silników, tak ogłuszający, że nie słyszałam własnych myśli. Atmosfera na stadionie zastygła z adrenaliny i podniecenia. Zaczął unosić się specyficzny i intrygujący zapach metanolu. Przez ryk silników i tą całą otoczkę, moje wnętrzności podniosły się do góry, w specyficzny podniecający sposób. Poczułam napływ adrenaliny do każdej komórki w moim ciele. Ruszyli….


Tak mniej więcej wyglądał mój pierwszy kontakt z żużlem. Było to parę dobrych lat temu. Gdzieś na początku życia studenckiego. I się zakochałam. W tej atmosferze, ludziach, adrenalinie, emocjach. Od tamtej pory jestem niemalże na każdym meczu odbywającym się w naszym mieście.
Dlaczego warto być częścią tego sportu? Niesamowite emocje, niesamowici ludzie, niesamowity klimat…. Mogłabym dużo napisać, ale po co … lepiej sprawdzić samemu jak to jest. Zapraszam na stronę naszej łódzkiej drużyny „Orzeł Łódź” tam znajdziecie wszystkie najważniejsze informacje.


Polecam !!!
I

Ja też byłam na kilku spotkaniach żużlowych, jest to bardzo fajny sposób na spędzenie z całą rodziną niedzielnego popołudnia. Ryk silników, zapach spalin i ogromna szybkość powoduję gęsią skórkę. Mnie osobiście bardzo podoba się to, że na "mecze" można śmiało przyjść całą rodziną bez obaw, że coś komuś może się stać.. I zastanawia mnie, to samo co I. Jak to możliwe, że są dyscypliny, których kibice toczą zażarte boje, podczas gdy tu panuję miła atmosfera...?
W mojej rodzinie jest kilka zapaleńców żużla, jeden ma niespełna 13 lat i na mecze chodzi już od kilku lat ;). Ja też w miarę możliwości lubię obejrzeć te zmagania.

Jeśli jeszcze nie byłeś na takim spotkaniu, musisz nadrobić zaległości! J.

A oto kilka zdjęć z emocjonującego niedzielnego wyścigu na którym była I:
 

















Miłego wieczoru,
I&J.

Ps. <od I.> Chciałabym jeszcze nadmienić, że w ostatnią niedziele wygraliśmy mecz z liderem w naszej lidze. To były mega emocje :)

Pozdrawiam

niedziela, 16 czerwca 2013

Manekin


W pierwszą podróż po Łodzi wybrałyśmy się do naleśnikarni „Manekin”.

Jest to sieć restauracji zlokalizowanych w różnym polskich miastach. W Łodzi znajduje się przy ulicy 6-go Sierpnia 1, tuż przy ul. Piotrkowskiej. Jest to bardzo sympatyczne i klimatyczne miejsce.  Serwowane tu są naleśniki w rozmaitych i nieoczekiwanych formach, wytrawnie i na słodko. Manekin wyróżnia się nie tylko jedzeniem, ale i wystrojem wzorowanym na charakterystycznych dla Łodzi tramwajach. Jest tu bardzo klimatycznie. Fajnym pomysłem jest to, że naleśniki są przygotowywane na oczach gości. Naleśniki są smażone przy barze, który znajduje się na wprost wejścia. Dzięki temu goście mają pewność, że otrzymają świeży posiłek.




Uśmiechnięta Pani, dość szybko, przyniosła nam kartę (J: prawdę mówiąc nie widziałam tu jeszcze, aby Kelnerki były nie miłe i nie uśmiechnięte). Karty w dłoniach i czas na trudny wybór i konsumpcje.


I: Ja zamówiłam naleśnika wytrawnego z kurczakiem i kurkami, do tego sos grzybowy, którzy sami wybieramy przy składaniu zamówienia. Na jedzenie nie czekałyśmy zbyt długo, a prawie wszystkie stoliki były zajęte. Do naleśnika dostałam również prostą, smaczną surówkę z marchwi i kapusty. Porcja jest na tyle duża, że spokojnie można się tym najeść do syta. Danie kosztowało mnie ok. 14 zł i jak na tak dużą porcje smacznego jedzenia to naprawdę tanio. Do tego zamówiłam kieliszek czerwonego wina. Tutaj niestety się rozczarowałam. Dostałam zaledwie pół kieliszka (w karcie było 100 ml i myślałam że to będzie cały kieliszek). Wino było gorzkie i niesmaczne, jak ta tańsza wersja Kadarki. Zapłaciłam za nie 5 zł. Wina nie polecam, ale spokojnie można wybrać inny trunek np. piwo lub po prostu herbatę, jak zrobiła to J.


J: Mój wybór padł na naleśnik Primavera shoarma z serem. Był naprawdę dobry. Nie wiem dlaczego, ale zawsze jak odwiedzam „Manekina” i dostaję talerz mam wrażenie, że się nie najem. A w połowie naleśnika jestem już pełna. Ser i mięso były wyśmienite, a sałatka (sałata lodowa, pomidor, oliwa), z którą jest podawany, pasowała. Do tego wybrałam sos czosnkowy. Kolejny raz się nie zawiodłam. Za naleśnika zapłaciłam 15 zł. Aczkolwiek, naleśnik który wybrała I jest nadal moim faworytem obok naleśnika z mozarellą, szpinakiem i suszonymi pomidorami. Próbowałam, tu również spaghetti naleśnikowe carbonara- jednak nie przekonało mnie.



W ogólnym podsumowaniu, z całą odpowiedzialnością możemy polecić ten lokal nie tylko turystom, ale i mieszkańcom Łodzi. Tu zjecie smacznie, będziecie dobrze obsłużeni i przeniesiecie się w zapomniany klimat Łodzi, a to wszystko dostaniecie w nie wygórowanej cenie. 
Polecamy!
I&J

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...